GÓRALSKIE NIEBO

Od 44 lat w Zakopanem, w ostatnim pełnym tygodniu sierpnia odbywa się Międzynarodowy Festiwal Folkloru Ziem Górskich. W całej tradycji tego najstarszego w Europie i uznawanego za jeden z najbardziej prestiżowych festiwali na świecie, folklor Górali Babiogórskich zagościł po raz pierwszy. A wszystko to za sprawą Zespołu Regionalnego „Zbyrcok”, który to, zdobywając wyróżnienie na Festiwalu Górali Polskich w Żywcu, otrzymał jako jeden z czterech zespołów nominowanych przez żywieckich jurorów, prawo występu i zaszczyt reprezentowania na MFFZG w Zakopanem kultury i tradycji swojego regionu.

Kiedy cztery lata temu zespół powstawał nikt nawet w najśmielszych marzeniach nie liczył, że w tak krótkim czasie przyjdzie nam się zmagać ze śmietanką góralską z całego świata. Że wyjdziemy na scenę w Zakopanem i staniemy, jako jeden z pośród pięciu Polskich zespołów z biało czerwoną flagą, obok zespołów z Włoch, Hiszpanii, Francji, Bośni i Hercegowiny, Bułgarii, Turcji, Armenii, Słowacji, Węgier, Ukrainy, Macedonii, Nepalu czy Gruzji. Co roku jadąc do Żywca mieliśmy nadzieję, że kiedyś nam się uda zdobyć nominację do Zakopanego, ale to nasze kiedyś było bliżej nieokreślone. Gdy ją zdobyliśmy to nie mogliśmy w to uwierzyć. Strasznie dziwne uczucie – zadowolenie, radość, satysfakcja i niedowierzanie. To jak złapać Pana Boga za nogi i nie wiedzieć, że się go trzyma. Romek zadzwonił do organizatorów żeby tę informacje potwierdzić, a kiedy powiedział nam, że na 100% jedziemy, to kto tylko mógł wziął w pracy urlop na ostatni pełny tydzień sierpnia. W ciągu dwóch tygodni musieliśmy dopełnić wszystkich festiwalowych formalności. Trzeba było wysłać streszczenie i szczegółowy opis programu, bo wszystko musiało jeszcze iść do tłumaczenia – jury jest przecież międzynarodowe, zdjęcia zespołu, krótka historia jego powstania i działalności – bo opis każdego zespołu musi się znaleźć w folderze tegorocznego festiwalu. Nawet nie macie pojęcia jak wspaniale się takie rzeczy pisze. Kiedy ma się tę świadomość, że się jest na równi z zespołami z kilkudziesięcioletnią tradycją, zapleczem, instruktorami. Jak można być dumnym, że w ciągu tak krótkiego czasu jest się w elicie, że zespół z garażu jedzie na międzynarodowy festiwal i w niczym nie ustępuje innym.

Do Zakopanego dotarliśmy w sobotę wieczorem. Zostaliśmy zakwaterowani przez organizatorów na Harendzie razem z zespołem  „Brenna” z Brennej i z Grupą Kulturową „Everest” działającą przy rządzie Nepalu. Fajni ludzie. Zapoznaliśmy się bardzo szybko, a z każdym wieczorem coraz bardziej nikły bariery językowe. Szczególnie do gustu przypadły Nepalczykom dziewczyny z naszej kapeli. Zresztą nie tylko im. Nasi sąsiedzi Ormianie też oszaleli na ich punkcie.

Każdego wieczoru odbywały się w Karczmie Sivor w Kościelisku wieczory z folklorem. Zespoły połączone w grupy,  w wyznaczone dla nich dni były gospodarzami wieczoru. Organizowali zabawy dla wszystkich gości, przybliżali kulturę swojego kraju, regionu, uczyli jakiegoś charakterystycznego dla nich tańca. Odbywało się to z różnym skutkiem, bo niektóre tańce wymagają iście kociej zwinności i chyba zdolności nadprzyrodzonych. Dobrze, że Nepalczycy nie uczyli zionąć ogniem.

Każdego wieczoru zakopiańskie Krupówki tętniły folklorem całego świata. Grupy przechodziły w mini korowodach na wzór korowodu inauguracyjnego. Bawiły wszystkich tańcem, muzyką, śpiewem. Przenikały w tłumy turystów niczym tęcza. Ożywiały je i wywoływały radość. Obok całej tej zabawy była również wytężona praca. Każdego dnia zespoły zmagały się w rywalizacji konkursowej a jurorzy mieli twardy orzech do zgryzienia. Ciężko wyłonić zwycięzców poszczególnych kategorii, kiedy codziennie ogląda się, jak pozwolę sobie powtórzyć za konferansjerami, zespoły z najwyższej światowej półki. Wybierać najlepszych spośród najlepszych. Perfekcjonistów w perfekcji. My występowaliśmy, jako jeden z dziewięciu zespołów sklasyfikowanych w kategorii I-szej tradycyjnej. Nasz konkursowy występ odbył się w czwartek. Pokazaliśmy festiwalowej publiczności obrzęd pasterski „Do miry”. Tak dla jasności „Mira” stanowiła obrzęd pasterski, którego celem było rozliczenie się bacy z gospodarzami z powierzonego im na czas wypasu stada owiec. Po przekazaniu owiec do wypasu na okres lata gospodarze po Św. Janie, zazwyczaj w niedzielę, szli na halę wraz ze swoimi rodzinami w celu dokonania pomiaru mleka. Na podstawie tego pomiaru, jesienią baca rozliczał się z właścicielem owiec. Oddawał mu określoną ilość oscypków, buncu i bryndzy, proporcjonalną do ilości mleka uzyskanego od jego owiec. W czasie występu pokazaliśmy nie tylko sam obrzęd, ale także śpiew, tradycyjne tańce naszego regionu, muzykę i jedzenie, stroje, naczynia. Występowało się nam wspaniale, zwłaszcza, że dopisała nam nasza publiczność. Swoją obecnością na zaproszenie zespołu odpowiedzieli nie tylko mieszkańcy Juszczyna, ale także Senator RP wieloletni starosta powiatu suskiego Pan Andrzej Pająk, Burmistrz naszej Gminy Pan Paweł Sala, Sołtys naszej wsi Pan Stanisław Kozieł, ks. proboszcz Tadeusz Bogdanik, ks. prałat Stanisław Olszówka czy radni zarówno powiatowi jak i gminni. Zostaliśmy przywitani gromkimi brawami. Doping był tak wielki i tak serdeczny, że wszystko poszło jak z płatka. Konferansjerzy byli pod wrażeniem naszej publiczności. Chyba byliśmy jedyną występująca grupą z transparentem na widowni. Występować dla takich ludzi to czysta przyjemność. Mimo tak wspaniałego dopingu nie udało się nam sięgnąć po najwyższe laury. Jak na konferencji prasowej przekazało jury, poziom konkursu był bardzo wysoki i wyrównany. Ciężko było zdecydować, komu przyznać pierwsze narody. No cóż – złota ciupaga ciągle jest dla nas do zdobycia. Zostaliśmy jednak dostrzeżeni i wyróżnieni przez jurorów parzenicą góralską za bardzo dobrą prezentację obrzędowości pasterskiej i zrekonstruowane tradycyjne stroje Górali Babiogórskich, wyróżnienie za ciekawy repertuar otrzymała również kobieca grupa śpiewacza, która wystąpiła we wtorkowym konkursie. Żal było wyjeżdżać. W uszach ciągle tkwiły słowa z piątkowego nabożeństwa ekumenicznego z kościoła na Krzeptówkach, które wygłosił ksiądz prałat Władysław Zązel. Powiedział, że Pan Bóg bardzo ukochał górali, skoro na tydzień podarował im niebo.

A tak zza kulis – to nie da się opisać słowami emocji, które towarzyszą festiwalowi. Żadne słowa nie oddadzą radości z przemarszu Krupówkami, braw, uśmiechu, życzliwości. Bycia na Kasprowym Wierchu w otoczeniu tatrzańskich szczytów z ludźmi z całego świata. Mówienia gwarą, kiedy wszyscy Cię rozumieją i nikt Cię nie wytyka i nie drwi, że ”wiocha” . Nie da się opowiedzieć tego, kiedy patrzysz w oczy człowieka z innego kraju o innej kulturze, języku, religii i widzisz w nich tę samą pasję jaka drzemie w Tobie. Takie samo zaangażowanie w tworzenie historii. Troskę o to, co nasze. Kiedy każdy podchodzi i gratuluje. Zaprasza do swojego kraju. Bo jego kraj jest najpiękniejszy. Bo tam warto być. Kiedy czekając na autobus na parkingu wszyscy się bawią, śpiewają, tańczą. Kiedy znikają wszelkie bariery.

Pierwszy raz dotknęłam dumy narodowej. Usłyszałam jak ludzie pięknie opowiadają historię swoich krajów, regionów, z których pochodzą. Jacy są dumni z tego, kim są. Jak ważne jest dla nich zachowanie tożsamości kulturowej. Jakim wyróżnieniem był przyjazd na ten festiwal i jaki ponieśli trud, aby tu być. I jeszcze jedno – faktycznie Pani Krysia Kołacz – nasza choreograf miała rację. Taniec jest uniwersalnym językiem. W czasie tańca, nie ważne, z jakiego kraju taniec jest i kto go tańczy, wszyscy się rozumieją. No cóż „górole, górole, górolsko muzyka. Cały świat łobyjdzies, nima takie nika”

Jeden komentarz “GÓRALSKIE NIEBO

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Polub nas na Facebook'u